„Na drodze bez zakończenia” – film: „”Trzy Billbardy za Ebing, Misury””

Wieczór, policyjny radiowóz zatrzymuje się na opustoszałej ulicy. Na tle czarnego nieba odcina się prostokątna sylwetka baneru, grupa robotników rozwiesza na nim nowy plakat. Ujęcie nie przedstawia jego treści, pozwala obserwować jedynie reakcje postaci. Złość. Agresję

Atmosfera staje się napięta. W oddali widać następne billboardy. Kamera kieruje się dalej, powoli odkrywając kolejne napisy, w ślad za bohaterem odsłania fragmenty wiadomości. Oskarżenia.

Tak rozpoczyna się jednak z historii, którą trudno opowiedzieć. Nie sposób streścić fabuły „Trzech Billbardów za Ebing, Misury” nie popadając przy tym w stronniczość, nie odbierając czegoś ich opowieści. Być może jest to skutek zastosowanej konwencji, dziwacznej mieszaniny stylów, bogatej zarówno w dramatyzm jak i elementy prozaicznego (a momentami wręcz ordynarnego) komizmu? Produkcja Martina McDonagha (odpowiadającego za scenariusz i reżyserię) równe płynnie wymyka się także jednoznacznej klasyfikacji gatunkowej, przełamując schematy kryminału, komedii oraz dramatu, zaskakuje swoją narracją, sposobem ukazywania rzeczywistości.

Nie sposób odmówić jej bezpośredniości. Jaka doza okrucieństwa jest niezbędna aby zabić drugiego człowieka? Czy możliwe jest życie po stracie najbliższych przesycone żądzą zemsty na ich oprawcach? Oto prowincjonalne miasteczko staje się świadkiem tragedii, na pustej drodze odnalezione zostają zwłoki młodej dziewczyny, mimo upływu czasu nie udaje się jednak odnaleźć sprawcy zbrodni. Sfrustrowana matka zamordowanej, decyduje się więc na desperacki krok – na trzech reklamowych bilbordach zamieszcza swoją wiadomość dla władz miasta. Oskarżenie to staje się punktem wyjścia dla dalszych wydarzeń, iskrą zapalną rozniecającą konflikty lokalnej społeczności.

Opis taki pozostaje jedynie ogólnym zarysem całokształtu fabuły. McDonagh stopniowo konstruuje bowiem na oczach widzów skomplikowany obraz zarówno amerykańskiej prowincji jak i relacji i uczuć łączących ze sobą poszczególnych bohaterów. To w nich ukryte jest sedno jego opowieści, w kreacjach postaci łudząco podobnych do rzeczywistości. Nie ma tu miejsca na czarno – białe podziały ani słowa „dobry” czy „zły”. Na żadną sytuację nie należy patrzeć tylko z jednej perspektywy, a każdy człowiek (nawet ten pozornie najbardziej negatywny) niesie ze sobą własną historię. Tak realistyczna wizja oparta zostaje przede wszystkim na kreacjach aktorskich (F. McDormand, P. Dinklage). Trudno wyróżnić tu pojedyncze postaci, zarówno bohaterowie pierwszoplanowi jak i pojawiający się w pojedynczych scenach „statyści” dramatu pozostają w pewien sposób wyraźnie scharakteryzowani. Czasami jest to jedynie komiczna wypowiedź, żartobliwa gra słów (rozmowa ojca Montgomery) innym razem pełna wyrzutów scena konfrontacji z rodzicem (A.Cornish jako Anne Willoughby) każdy ze środków pozostaje wystarczający, aby zarysować indywidualne cechy poszczególnych bohaterów. Nagroda Oskara przyznana w tym roku Frances McDormand (wcielającej się w główną rolę jako Mildred Hayes) mówi sama w sobie prawdopodobnie wystarczająco dużo o wykreowanej przez nią postaci. Wśród głównych aktorów nie sposób pominąć także towarzyszącego jej S. Rockwella – którego postać zaliczyć należy z pewnością do jednej z największych niespodzianek całego filmu. Przedstawiony początkowo jako główny antagonista, ostatecznie okazuje się on jednym z najbardziej „ludzkich” mieszkańców miasta, jego stopniową przemianę interpretować można natomiast jako swego rodzaju klamrę spajającą oś całej fabuły.

Wybrany przez McDonagha sposób prowadzenia narracji stanowi prawdopodobnie jeden z najbardziej dyskusyjnych elementów produkcji. Chociaż początek wydarzeń zostaje wyraźnie określony (jest nim rozwieszenie przez bohaterkę wiadomości na tytułowych billboardach) wśród kolejnych scen trudno wyróżnić jednoznaczną nić dalszej fabuły. Zasadnicza tragedia, stanowiąca przyczynę opisywanych wydarzeń, pozostaje ukryta przed widzami, reżyser koncentruje się natomiast na ukazywaniu konfrontacji poszczególnych bohaterów a chociaż w wielu momentach „Trzy Billboardy(..)” zbliżają się z pewnością do gatunku kryminału, nie należy oczekiwać po nich klasycznego (wyraźnie określonego) zakończenia. Dla wielu odbiorców konwencja taka stanowić może pewną wadę, ciężar interpretacji, samodzielnego „dopowiedzenia” sobie dalszych wydarzeń złożony zostaje na barki widzów. Nie ma tu miejsca na jasne odpowiedzi, historia Ebbing Misoury pozostawia za sobą otwarte zakończenie – równie niejednoznaczne co reszta filmu.

Wśród licznych zalet „Trzem Billboardom(..)” nie sposób odmówić także swego rodzaju kolorytu – autorskiej wizji amerykańskiej prowincji. Odbiór produkcji w europejskiej kulturze pozostanie z pewnością punktem wyjścia dla wielu dyskusji, w jaki sposób przełożyć znane nam z codzienności realia na ukazany z bolesną dosłownością obraz USA? Począwszy od sposobu wypowiadania się bohaterów, poprzez mechanizmy funkcjonowania władzy jak i lokalne zaszłości nietolerancji rasowej i ksenofobii, McDonaght prezentuje przez widzami wycinek unikalnego świata. Czy stanowi on wierne odwzorowanie rzeczywistości? A może jedynie kreację reżysera?- pozostaje to kwestią interpretacji. Z pewnością utożsamienie się z poszczególnymi postaciami dla wielu odbiorców przedstawiać będzie pewną trudność – tak niezrozumiałe wydają się czasami prezentowane przez nich zachowania i reakcje. Bezpośrednie dialogi, wypełnione przeważnie pełnokrwistym „mięsem” ociekają nieraz nietłumioną agresją, mimo to relacje kreowane przez aktorów zawierają w sobie także autentyczną czułość. McDonaght nie boi się ukazywać tutaj także najbardziej okrutnych form przemocy – pozbawionej jednak (co znamienne) przesadnego patosu czy melodramatyzmu. Zastosowane przez niego zabiegi współtworzą unikatowy portret amerykańskiej mentalności, niczym przez szkło powiększające pozwalają zbliżyć się nam na moment do odrębnej rzeczywistości – fascynującej z perspektywy europejskiego widza.

Warstwa wizualna: charakteryzacja i post-produkcja „Trzech Billboardów(..)” podporządkowane pozostają w pełni opowiadanej historii, poszczególne sekwencje montażowe (w tym dramatyczna scena stopniowego odsłaniania tytułowej wiadomości) spełniają z pewnością przypisaną im w ten sposób rolę, analogicznie budując lub też przełamując napięcie odbiorcy. Wykorzystane przez McDonaghta elementy komediowe bazują na stosunkowo „klasycznych” schematach – reżyser nie decyduje się na zastosowanie nowatorskich zabiegów realizacyjnych, jedyny wyjątek stanowi tutaj podkład muzyczny, pomysłowo uwydatniony kilkakrotnie jako dominujący motyw przewodni – bezpośredni zapis dźwięków odbieranych przez poszczególne postaci.

Do kogo skierowana zostaje ostatecznie wiadomość zamieszczona na trzech billboardach? Widzowie oczekujący podczas seansu na rozwiązanie kryminalnej zagadki czy też liczący na kontakt z szeroko rozumianym „kinem sensacji” spotkać się mogą z dużym rozczarowaniem . Produkcji McDonaghta nie należy utożsamiać jednoznacznie z gatunkiem dramatu czy też komedii, co paradoksalne, najlepszym rozwiązaniem umożliwiającym jej odbiór, pozostaje z pewnością odrzucenie tego rodzaju wyraźnej klasyfikacji, podejście do opowiadanej historii bez specjalnych oczekiwań. Tylko w ten sposób możliwe staje się pełne docenienie zastosowanej w niej konwencji – swobodnej mieszaniny stylów i gatunków. Wśród części widzów podejście takie spotkać się może oczywiście z krytyką. Charakterystyczny sposób prowadzenia narracji czy brak jednoznacznego przesłania moralnego, odebrane mogą zostać jako niezrozumiałe, z pewnością stanowią one jednak składowe spójnej i konsekwentnie realizowanej wizji artystycznej. Niezależnie od osobistych preferencji i oczekiwań obok „Trzech Billboardów za Ebbing Missuru” nie sposób z pewnością przejść obojętnie. Przedstawiona w nich wizja rzeczywistości zmusza odbiorcę do przełożenia na nią własnych interpretacji – pozostaje więc równie niejednoznaczna jak tytułowa wiadomość ich głównej bohaterki.

[tekst nagrodzony w konkursie SKRYTYKUJ!)

Skip to content