Oczytani… Niepokój przychodzi o zmierzchu

W powieści „Niepokój przychodzi o zmierzchu” nic nie jest zupełnie zwyczajne czy bezcelowe. Rzadko spotyka się książkę, która tak przyciąga, a jednocześnie odrzuca czytelnika. Niezwyczajna jest także osoba autorska – Marieke Lucas Rijneveld – nieidentyfikująca się z żadną płcią. 

Książka jest panoramą holenderskiej prowincji. Życie rodziny głównej bohaterki toczy się wokół hodowli krów. Gdy najstarszy brat małej Budrysówki ginie w wypadku, życie rodziców i dzieci staje na głowie. Silnie obecny jest także wątek ortodoksyjnej religijności ojca Budrysówki, który przy niemal każdej okazji z chłodną bezdusznością, wręcz mechanicznie cytuje Pismo Święte. Jednocześnie jest dosyć surowy dla swoich dzieci i podobnie jak jego żona, nie okazuje uczuć. Czy rodzice Budrysówki są faktycznie pobożni? – to jedno z pytań, które musi zadać sobie czytelnik w czasie lektury.

Wiele jest chwil na kartach tej powieści, które mogą odrażać, jak chociażby nieustanne igranie z ludzką fizjologią. Niewątpliwie także ten aspekt, czyli pewna literacka odwaga (może nawet brawura), przyczyniła się do wyróżnienia „Niepokoju…” Międzynarodową Nagrodą Bookera.

Czytając tę powieść nie sposób nie zwrócić uwagi na język. Jest szary, jak gdyby zachmurzony, a przez to wydaje się, że na holenderskiej wsi zawsze ma się do czynienia z brzydką, przygnębiającą pogodą. Na szczególne uznanie zasługuje praca tłumacza, Jerzego Kocha, wybitnego specjalisty od tematyki niderlandzkiej.

Główna bohaterka to też postać zgoła nieoczywista – decyduje się nigdy nie zdejmować swojej czerwonej kurtki. Dlaczego? Jakie poniesie tego konsekwencje? – u Rijneveld nigdy nie ma bezpośrednich odpowiedzi.

Okładka książki promieniuje rozlicznymi pochwałami zagranicznych recenzentów. „Olśniewająca”, „Elektryzująca”, „Emocjonująca” – czytamy. A jak jest w rzeczywistości? Warto sięgnąć po „Niepokój…” i przekonać się samemu!

Janek Waligóra

Skip to content