Oczytani… „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”
HARUKI MURAKAMI „PIERWSZA OSOBA LICZBY POJEDYNCZEJ”
Młodzi ludzie bardzo często reagują alergicznie na wspomnienia o czasach młodości rodziców czy dziadków. Powroty do przeszłości są nieraz wypełnione goryczą czy tęsknotą do utraconego raju młodości.
Japończyk Haruki Murakami jest od dawna wymieniany w gronie pretendentów do Literackiej Nagrody Nobla. Zbiorem opowiadań „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”, będący już w podeszłym wieku pisarz, wraca wspomnieniami do czasów swojej młodości. Ten powrót jest – o dziwo – pozbawiony jakiegokolwiek patosu czy zbędnej podniosłości. Murakami bez cienia nostalgii potrafi przywoływać sprawy, które działy się lata temu i z pewnością miały wielki wpływ na kształtowanie go jako pisarza, ale i człowieka.
Język Murakamiego jest bardzo ładny, plastyczny, a przy tym prosty i „łatwo przyswajalny”. Na pewno jest w tym zasługa tłumaczki, Anny Zielińskiej-Eliott, która w posłowiu wyjaśnia pewną zawiłość języka japońskiego związaną z zaimkami.
„Pierwsza osoba…” to summa młodości pisarza. Choć przedstawione tu wydarzenia są z gruntu bardzo prozaiczne, to dzięki językowej kreacji nabierają nowych, unikalnych znaczeń. Autor opisuje swoje pasje, których królową jest muzyka. Zapoznaje czytelnika z kobietami, z którymi wchodził w intymne i osobiste relacje. Przede wszystkim wdaje się w opisy miłostek i miłości, bo – jak pisze – „zakochanie się w kimś przypomina chorobę psychiczną, której nie pokrywa ubezpieczenie”.
Wskazanie najlepszego opowiadania w tym zbiorze to nie lada wyzwanie i dużo będzie zależeć od tego, na co konkretny czytelnik zwraca uwagę. Mam jednak wrażenie, że „Małpa z Shinagawy” to chyba najciekawsza opowieść, jest bowiem tyleż nieprawdopodobna, ileż intrygująca. A do tego słowa Murakamiego z okładki radzą: „Lepiej uwierz, Czytelniku, bo naprawdę tak było”.
Janek Waligóra