2016 – patron H. Sienkiewicz
KONTEKSTY , percepcja twórczości…
Sienkiewicza wpływy na potomnych!
„Spór o Sienkiewicza”
Witold Gombrowicz ,Sienkiewicz [w tegoż ]Dziennik 1953-1969, Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 490-502
[fragmenty]
„Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu urzeczeni.
Potężny geniusz! – i nigdy chyba nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas Ojciec pierwszej klasy. Trudno też w dziejach literatury o przykład podobnego oczarowania narodu, bardziej magicznego wpływu na wyobraźnię mas. Sienkiewicz, ten magik, ten uwodziciel, wsadził nam w głowy Kmicica wraz z Wołodyjowskim oraz panem Hetmanem Wielkim i zakorkował je. Odtąd nic innego Polakowi nie mogło naprawdę się podobać, nic antysienkiewiczowskiego, nic asienkiewiczowskiego (…)
Jest to bowiem geniusz „łatwej urody. Z przerażającą skutecznością spłyca on wszystko, czego się dotknie, następuje tu swoiste pogodzenie życia z duchem, wszystkie antynomie, którymi krwawi się poważna literatura, zostają złagodzone i w rezultacie otrzymujemy powieści, które podlotki mogą czytać bez rumieńca. Dlaczegóż ten bezmiar tortur i okropności, jakimi wypełniona jest trylogia i Quo vadis, nie wzbudzają protestu we wrażliwych dziewicach, które omdlewają czytając Dostojewskiego? Gdyż wiadomo, że tortury sienkiewiczowskie opisane są dla przyjemności, tu nawet ból fizyczny jest cukiereczkiem.
Dlaczego upiększa pan historię? Dlaczego upraszcza pan Lidzi? Dlaczego karmi pan sumienia, tłumi pan myśli i hamuje postęp? – odpowiedź jest gotowa (…): dla pokrzepienia serc. A zatem Naród stanowi ostateczne jego usprawiedliwienie. Lecz, oprócz narodu, także Bóg. Gdyż to właśnie ma być, w pojęciu Sienkiewicza i jego wielbicieli, pisarstwo par excellence moralne, oparte mocno na światopoglądzie katolickim, literatura »czysta«”.
Roman Pawłowski, 2016 ogłoszono Rokiem Henryka Sienkiewicza. Czytajmy autora „Trylogii” jak dorośli
Cały tekst:
http://wyborcza.pl/
(…) Spór o Sienkiewicza ma długą historię, zaczął się jeszcze za życia pisarza. Atakowali go pozytywiści z Bolesławem Prusem i Aleksandrem Świętochowskim, potem moderniści ze Stanisławem Brzozowskim na czele. Prus zarzucał mu, że w „Ogniem i mieczem” nie było ani słowa o przyczynach kozackiego buntu, które były związane z kolonizacją i eksploatacją Ukrainy przez polską magnaterię. Kpił także z płytkiej psychologii postaci (Skrzetuskiego nazwał „Chrystusem w roli oficera jazdy”) i wytykał braki w wiedzy szczegółowej (koncerz, którym pan Skrzetuski „ciął straszliwie” pod Zbarażem, był w istocie bronią do kłucia).
Brzozowski wytaczał poważniejsze zarzuty: Sienkiewicz był dla niego pisarzem Polski zdziecinniałej, izolowanej od współczesnego świata, chowającej się w bezpiecznej krainie przeszłości, Polski, która wybiera święty spokój i sny o minionej potędze zamiast prawdy i pracy na rzecz ludzkości. „Jeżeli jest coś, czego nienawidzę całą siłą duszy mojej, to ciebie, ciebie, polska ospałości, polski optymizmie niedołęgów, leniów, tchórzy. Saski trąd, szlacheckie parchy nie przestają nas przeżerać. Od XVI wieku już zaczyna dla nas nie istnieć to, co jest pracą ludzkości. Od XVII wieku jesteśmy już w Europie gapiami. (…) To, co ludzkości życie stanowiło, jej krwawa praca, jest dla nas rozrywką. Sienkiewicz skodyfikował, nadał kształt estetyczny temu naszemu stanowisku. Jest on klasykiem polskiej ciemnoty, szlacheckiego nieuctwa” – pisał brutalnie autor „Płomieni”.
A jakie poglądy miał sam Sienkiewicz?
Bronili Sienkiewicza konserwatyści, i to zarówno stańczycy z krakowskiego „Czasu”, jak
i działacze związani z endecją. Stanisław Cat-Mackiewicz, konserwatywny publicysta, tłumaczył ten zaskakujący sojusz odległych politycznie stronnictw wspólnym uwielbieniem dla przeszłości: „Nowoczesne Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne Dmowskiego z Sienkiewiczem w ręku szło do chłopskiej chaty, Sienkiewiczem otwierało serca polskich robotników na Śląsku. W tem tkwił wielki znak, że Polska narodowa kochać musi naszą szlachecką przeszłość. Sienkiewicz był prawdziwą klamrą „między staremi a nowemi laty”.
Sam pisarz jednak dystansował się od wszelkich ideologii. Pisał o tym w liście do Stanisława Witkiewicza: „Wszelkie dopasowywanie ludzi i życia do doktryny nie tylko tych, co to czynią, zawodzi, ale dla innych staje się krzywdą. Robią też to ci, którzy o wszystkim gotowi wątpić wyjątkiem o swojej doktrynie, dlatego że jest ich doktryną. W gruncie rzeczy jest to wielki egoizm, posunięty aż do fanatyzmu. Jako wiara fanatyczna daje on siłę i sprawia, że nieraz słabsze głowy imponują inteligencjom bez porównania wyższym i opanowują je ze szkodą dla wszystkich”.
Ryszard Koziołek w świetnej książce „Ciało Sienkiewicza” przywołuje opinię poety Adama Asnyka, który twierdził, że Sienkiewicz jest „tylko artystą, który nie posiada żadnych ideowych przekonań”. W istocie pisarz przez całe życie lawirował między emocjonalnym konserwatyzmem intelektualnym liberalizmem. Kiedy objął redakcję konserwatywnego „Słowa”, wzmocnił liberalne skrzydło gazety. Nawoływał do porozumienia wszystkich stronnictw patriotycznych w Polsce, ale nie opowiadał się za żadnym z nich. (…)
Trzeba Sienkiewicza przeczytać na nowo!
(…) Powinniśmy czytać Sienkiewicza nie jak dzieci, które mylą prawdę z fikcją, ale jak ludzie dorośli. Ze świadomością wszystkich przemilczeń i historycznych błędów, jakie popełnił
(np. w opisie roli księcia Jeremiego Wiśniowieckiego czy w kwestii polskiej kolonizacji na Ukrainie), odróżniając mit i fantazję od prawdy historycznej.Tak, Sienkiewicza trzeba zdjąć z piedestału, nie po to jednak, aby go stracić, ale by go odzyskać. Proponuję, by przestać patrzeć na niego jako na pokrzepiciela serc i wzór polskości, a dostrzec w nim polskiego Aleksandra Dumasa, opowiadającego w niezrównany sposób przygodowe historie.
Można też, jak proponował Gombrowicz, zobaczyć w Sienkiewiczu demaskatora ukrytych polskich wad. „Gdybyśmy pisarstwo Sienkiewicza potraktowali jako wyładowanie instynktów, pragnień, tajnych aspiracji, ujrzelibyśmy w nim prawdy o sobie, od których, być może, włosy stanęłyby nam dęba – pisał autor „Dziennika” i wyliczał polskie grzechy, zapisane na kartach sienkiewiczowskich powieści: „polskie wymigiwanie się życiu, polskie uchylanie się prawdzie, nasz w gruncie rzeczy nieodpowiedzialny, dziecinny stosunek do życia i do kultury, nasza niewiara w pełną rzeczywistość egzystencji, wynikająca chyba z tego, że nie będąc w pełni Europą, nie jesteśmy Azją”.
To wszystko też jest w „Trylogii”, trzeba tylko czytać ją w pozycji innej niż na kolanach.(…)
Szymon Babuchowski, Obrona Sienkiewicza,[w]„Gość Niedzielny” nr 46, 2006 [online], http://gosc.pl/doc/804617 .Obrona-Sienkiewicza, [dostęp z dnia 10 stycznia 2016 r.]
Najpoczytniejszy polski pisarz? Pierwszorzędny pisarz drugorzędny? Geniusz czy może tylko sprawny rzemieślnik? Które z określeń przypisywanych Henrykowi Sienkiewiczowi jest najbliższe prawdy?
Nie lubić Sienkiewicza jest dziś trendy. Chętnie wytyka się pisarzowi schematyczność, papierowość postaci, przeinaczanie faktów historycznych. Jednak jego powieści ciągle cieszą się wielką popularnością, a ich ekranizacje ściągają do kin miliony widzów. Warto przypomnieć, że trzy najchętniej oglądane filmy w historii polskiego kina to: „Krzyżacy”, „W pustyni i w puszczy” i „Potop” (w pierwszej dziesiątce znalazł się także „Pan Wołodyjowski”), zaś wśród filmów wyprodukowanych w Polsce po 1989 roku czołowe lokaty również należą do Sienkiewicza: „Ogniem i mieczem” zajmuje pierwsze miejsce pod względem oglądalności, „Quo vadis” – trzecie, a „W pustyni i w puszczy” (druga wersja) – czwarte.
Nad fenomenem popularności dzieł Sienkiewicza zastanawiał się już w swoim „Dzienniku” Witold Gombrowicz: „Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu urzeczeni”. To właśnie Gombrowicz nazywa naszego Noblistę „pierwszorzędnym pisarzem drugorzędnym”, „Homerem drugiej kategorii”, „Dumasem Ojcem pierwszej klasy”. I więcej w tych określeniach ironii niż podziwu. Bowiem dla autora „Ferdydurke” Sienkiewicz pozostaje „geniuszem »łatwej urody«”, który ból fizyczny zamienia w cukierek, grzech ocukrza cnotą, a wszystko po to, by stworzyć pozory kultu wartości. „(…) Naród stanowi ostateczne jego usprawiedliwienie – ironizuje Gombrowicz. – Lecz, oprócz narodu, także Bóg. Gdyż to właśnie ma być, w pojęciu Sienkiewicza i jego wielbicieli, pisarstwo par excellence moralne, oparte mocno na światopoglądzie katolickim, literatura »czysta«”.
Nadzieja dla niewolników
Ciekawe, że piętnując Sienkiewicza, Gombrowicz używa argumentów podobnych do tych, jakie stosowali w tym samym czasie krytycy pozostający na usługach partii. Im również – choć zapewne z nieco innych powodów – nie podobało się nasycenie twórczości pisarza elementami narodowymi.
Te opinie pokutują do dziś w szkolnym nauczaniu. Ciągle jeszcze słyszymy o autorze „Potopu” jako o „krzewicielu narodowych mitów i fałszywego patriotyzmu”.
Czy tak było naprawdę?
Franciszek Nieckula, recenzent podręczników do języka polskiego, broniąc Sienkiewicza przed podobnymi atakami, zwraca uwagę, że nie można czytać jego utworów, pomijając kontekst, w którym powstawały: „Nikczemną brednią jest porównywanie Sienkiewicza z Dumasem czy Cooperem nie tylko dlatego, że to inaczej zrobione utwory, że całkiem inną funkcję pełni tworzywo historyczne w »Trylogii«, że »Trylogia« jest mową, gdy mówić nie było wolno – lecz przede wszystkim ze względu na społecznego odbiorcę. Powieści Sienkiewicza nie są bajaniem ku rozrywce kawiarnianych dandysów, wolnych, sytych i zadowolonych z siebie, lecz mową do społeczności zniewolonej i upodlonej klęską 1863 r. Jest to mowa do niewolników poniżanych i deptanych, którym na ziemiach wschodnich nie było wolno mówić po polsku w miejscach publicznych (…)! Tymi Skrzetuskimi, Podbipiętami, Wołodyjowskimi i Kmicicami pisarz mówi im: Bądźcie nieugięci, trzymajcie się godnie i wytrwajcie, bo jesteście potomkami wolnych, rycerskich przodków!”
Czytał Tacyta.
No dobrze – odpowiedzą przeciwnicy pisarza – ale czy kontekst, w którym Trylogia powstawała, usprawiedliwia historyczne przekłamania? Nieckula podrwiwa z tych argumentów i proponuje przyjrzeć się, o jakie to „przekłamania” chodzi. Czy o to, że nie zgadza się liczba Szwedów podczas obrony Jasnej Góry? A może o to, że historyczna żona Michała Wołodyjowskiego była wdową po trzech mężach?
Malkontenci zapominają, że powieść historyczna rządzi się swoimi prawami. Nie chodzi w niej o odtworzenie wszystkich szczegółów z naukową dokładnością, ale raczej o pewien koloryt epoki. Oczywiście nie może być rażących rozbieżności w przypadku najważniejszych wydarzeń czy postaci historycznych, ale ten problem akurat nie dotyczy Sienkiewicza, który pracę nad każdą niemal powieścią poprzedzał studiowaniem źródeł, zarówno historycznych, jak i literackich, a także poznawaniem topografii. O swoich przygotowaniach do pisania „Quo vadis” tak opowiadał w wywiadzie udzielonym Wacławowi Karczewskiemu: „Rzym znam dokładnie, nosiłem się wprawdzie pierwotnie z myślą poprowadzenia akcji w Palestynie, zbyt jednak wiele czasu i kosztów zużyłoby zwiedzanie szczegółowe nieznanych mi okolic. Rzym zresztą w zupełności odpowiada celom moim. Tacyta studiuję »da capo«, no i przewertowałem prawie całą bibliotekę dzieł, dotyczących pierwszego wieku naszej ery”.
Grzech poczciwy?
Nie jest też do końca prawdą to, co pisze Gombrowicz, że specjalnością Sienkiewiczowskiej kuchni jest „grzech sympatyczny, grzech poczciwy”. Autor „Trans-Atlantyku” twierdzi, że „Kmicicom i Winicjuszom pozwala się grzeszyć pod warunkiem, aby grzech pochodził z nadmiaru sił żywotnych i czystego serca”. Rzeczywiście, nawet sytuacje, w których Kmicic dokonuje spalenia Wołmontowiczów, a pijany Winicjusz na uczcie u Nerona nie panuje nad swoim pożądaniem wobec Ligii, opisane są tak, że czytelnik nie traci całkowicie sympatii do bohaterów. Jednak ostatecznie nie dlatego lubimy Kmicica czy Winicjusza, że grzeszą, ale dlatego, że przechodzą przemianę, ze swoich upadków potrafią się podnieść. „Krzepienie serc” dokonuje się więc nie tylko na poziomie narodu, ale i jednostki. Może to właśnie sprawia, że tak chętnie czyta się Sienkiewicza także w innych krajach?
A dla nas, Polaków żyjących w wolnej ojczyźnie, czym jest jego twórczość? Chyba przede wszystkim lekcją historii, ciągle aktualnym opisem zarówno naszych cnót, jak i wad narodowych. I nawet jeśli doszukalibyśmy się w tej lekcji jakichś drobnych błędów, to i tak nie da się zaprzeczyć, że przeciętny Polak bez Sienkiewicza o wiele mniej wiedziałby o wojnie polsko – krzyżackiej czy potopie szwedzkim. A bez bohaterów takich jak Kmicic i Zagłoba wiedziałby też mniej o sobie samym.
Andrzej Waligórski
Słuchowisko radiowe „Rycerzy trzech” w wykonaniu wrocławskiego Kabaretu Elita
[Wybrane fragmenty]
|
|
|
|
RYCERZE – epizod I |
|
|
|
|
RYCERZE – epizod II
Rycerze: (na melodię „Barwny ich strój”)
Rycerzy trzech – Kmicic, Wołodyjowski, Zagłoba
Gnębi nas pech, wszystkim nam się Oleńka podoba…
Oleńka:
Zwalczcie tę chuć, innych zadań przed wami jest siła,
Musicie knuć, jak tu pozbyć się Radziwiłła.
Kmicic: No i co koledzy? Jedziemy, jedziemy, a Szwedów jakoś nie widać.
Wołodyjowski: Nie widać, bo ciemno. Pamiętam, jak żeśmy kiedyś po ciemku Tatarów pode Żółtymi Wodami podchodzili, to też żeśmy ich nie widzieli, a oni nas wyraźnie, ponieważ pan Skrzetuski niezwykle silnie był jonizował.
Zagłoba: Tak, tak, w tym rycerzu tyle cnót się nagromadziło, że się już nie mieściło i ze łba mu promieniowało. Przede bitwą pod Korsuniem całą noc przy tem blasku w cwancygiera żeśmy rżnęli!
Kmicic: Zacny to był rycerz, ale ponad miarę szlachetny. Jak zaczął swoje komunały wygłaszać, to nawet Bohun nie zdzierżył i nawiał do Chmielnickiego, Helenę Kurcewiczównę porzucając.
Wołodyjowski: Ten Skrzetuski to nawet sprawy męsko – damskie potrafił uwznioślić! Pomnę, że gdy chciał Helenę na te rzeczy namówić, to zabrał ją do sadu i powiada: „Ile razy kukułka nam kuknie, tylu synalków mieć będziem!” Wtedy my razem z Rzędzianem na cyku będąc, jak nie zaczniemy kukać!
Zagłoba: No, jak dziś pamietam! Przy 12 kuku panna zbladła, a przy 36 powiedziała, że nie jest pepeszą i w pysk pana Skrzetuskiego zaprawiwszy, razem ze mną w Dzikie Pola uciekła!
Kmicic: Słynna to była ucieczka! Waszmość za puzonistę się był przebrał?
Zagłoba: Za lirnika, natomiast pannę przebrałem za niemowę. Hej, pomnę te noce ukraińskie po barszczu ukraińskim, w tych jarach dniestrowych i w tych komyszach na tych myszach jak żeśmy się zaczęli walkonić, a tu wilcy nam wyją do wtóru, a tu znowuż basiory, a tu upiory i strzygi!
Wołodyjowski: Najgorszy jest rezun z bizunem na bachmacie w oczeretach przy chutorze za porohami z parchami po siwusze przy dziewusze z hołubcem w hajdawerach!
Zagłoba: Pst! Koledzy! Zdaje się, że Szwedzi ciagną!
Kmicic: Ciągna na nas?
Zagłoba: Gdzie tam, wódę ciągną z gąsiora!
Kmicic: O, nie pozwolimy, aby najeźdźca majatek narodowy nam trwonił. Baczność, panowie, szable w dłoń!
Zagłoba: No, nie jest najgorzej, mości panowie, ale nie jest i najlepiej!
Wołodyjowski: Średnio jest, panie Andrzeju, średnio. Niby tych Szwedów bijemy, ale nie możemy ich wybić.
Zagłoba: Bo waść panie Michale, jako tępy słuzbista, zbyt dosłownie rozkaz wybicia do nogi wykonywasz i po nogach Szwedów bijesz, zamiast w łeb ich zaprawiać.
Kmicic: Ba, każden Szwed olbrzym, a nasi żołnierzykowie przeważnie kurduple, więc do szwedzkiej głowy trudno im sięgnąć, szczególnie panu Michałowi…
Wołodyjowski: Ja już nawet co którego rajtara gdzie spotkam, to specyjalną drabinkę przenośną ustawiam i na nią wyłażę, ale przeważnie zanim wylezę, to on złośliwie się oddala, jako idyjotę mnie na polu walki na drabinie zostawiając…
Kmicic: Bo na takiego trza zawołać „halt!”
Wołodyjowski: Ha?
Zagłoba: Nie „ha”, tylko „halt”. Szwedzi sa do głupoty zdyscyplinowani i gdy takowemu „halt” krzykniesz, jako wryty stać będzie!
Kmicic: Przedni to sposób i trza go wyprobować, panowie! Ustawiamy drabinę i czekamy na Szweda… Dawajcie ją!
Wołodyjowski: O, tu będzie dobrze! (wlecze drabinę)
Zagłoba: A nie, nie, panie Michale. O tu będzie dużo lepiej… (wlecze drabinę)
Wołodyjowski: (goni za nim) Oddaj, waść! To moja drabina!
Kmicic: Przestańcie się szarpać, waćpanowie, bo drabina trzeszczy… (trzask) No, tak, drabinę mamy już z głowy! A wszystko przez to nasze warcholstwo…
Zagłoba: Trochę przez warcholstwo, a trochę i przez złą jakość drabiny! Przecie to bubel!
Wołodyjowski: O, tu jest metka, zobaczymy, to to produkuje… Panowie! To w ogóle nie jest rabina!
Rycerze: A co, a co?
Wołodyjowski: (czyta) Jest to właźnica pięcioszczeblowa, bojowa, przystawna, ręcznie rżnięta, ze spółdzielni stolarskiej „Rezun”
Kmicic: I co my teraz zrobiemy?
Zagłoba: Jak to co? Wstydu narobiemy tej spółdzielni na całą Polskę!
Wołodyjowski: Czekajcie, ja im przygadam: ” Oj popraw się , popraw spółdzielnio „Rezun”!
Kmicic: Ja wzywam z tego miejsca prezesa tej spółdzielni, żeby się publicznie wytłumaczył
z tego brakoróbstwa.
Zagłoba: A ja powiem na niego fraszkę, czekajcie… Coś spółdzielnia „Rezun” ma niedobry sezun, wyrabia kiepskie wyroby, widać tam sa brakoroby! Dobra, nie?
Wołodyjowski: Nie bardzo, ale drabina też kiepska…
Rycerze: Grunt, żeśmy załatwili sprawę. No, to teraz na Szweda, panowie! Szable w dłoń!
Wpisał(-a): Agnieszka Piwoni