Wojciech Chmielarz – „Wyrwa” (fragment)

Mój teść miał ponad sześćdziesiąt lat. Ten wysoki, wysportowany mężczyzna przez lata pracował jako ratownik na kąpieliskach i wciąż wyglądał tak, jakby potrafił przepłynąć bez przystanku co najmniej dwa kilometry. Ogólną prezencję psuła mu tylko twarz. Nie pasowała do muskularnej sylwetki. Głowę miał łysą, okrągłą, policzki obwisłe i niezdrowo zaczerwienione jak u alkoholika, chociaż prawie nie pił. Z zawodu był geodetą. Dorobił się na dwóch kontraktach w Iraku, gdzie wytyczał drogi na pustyni i mierzył działki pod pola naftowe. Do dzisiaj uważał, że Amerykanie popełnili błąd, obalając Saddama Husajna. Powtarzał, że facet może i rządził bez litości, ale przynajmniej za jego czasów panował tam spokój i porządek na ulicach, a teraz tylko czytają Koran i wysadzają się nawzajem w powietrze.

Teściowa natomiast wyglądała chorowicie, wiedziałem jednak, że to złudzenie. W rzeczywistości ta drobna kobieta była zapewne twardsza od niego. Przez pół życia pracowała jako lekarz pediatra w Centrum Zdrowia Dziecka. Widziała niewiarygodne tragedie i równie niewiarygodne uzdrowienia. Ani o jednych, ani o drugich nie opowiadała. Dusiła je w sobie. Czasami tylko, kiedy patrzyła na nasze dzieci, dostrzegałem w jej oczach taką dziwną obawę, jakby sobie coś przypomniała, jakby ciąg skojarzeń prowadził ją w stronę jakiejś przerażającej historii. Moje serce przestawało wtedy na chwilę bić i oddychałem z ulgą, kiedy teściowa uśmiechała się wreszcie i machała lekceważąco ręką. Kilka lat temu wybrała spokojniejszą pracę i choć mogła już iść na emeryturę, ciągle przyjmowała w miejscowej przychodni.

– Powiesz nam teraz, co dokładnie się wydarzyło? – zapytał mnie teść, gdy tylko wróciliśmy do domu.

Ściągnąłem buty. Odwiesiłem kurtkę. Poszedłem do pokoju. Usiadłem na fotelu.(…)

 

Źródło: czytajpl.pl

Skip to content