… brak nam słów, ratuje nas poezja

Wisława  Szymborska „Nienawiść”

Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, 
jak dobrze się trzyma 
w naszym stuleciu nienawiść. 
Jak lekko bierze przeszkody. 
Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść.

Nie jest jak inne uczucia. 
Starsza i młodsza od nich jednocześnie. 
Sama rodzi przyczyny, 
które ją budzą do życia. 
Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym. 
Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje.

Religia nie religia – 
byle przyklęknąć na starcie. 
Ojczyzna nie ojczyzna – 
byle się zerwać do biegu. 
Niezła i sprawiedliwość na początek. 
Potem już pędzi sama. 
Nienawiść. Nienawiść. 
Twarz jej wykrzywia grymas 
ekstazy miłosnej…..

Ach, te inne uczucia –
cherlawe i ślamazarne.
Od kiedy to braterstwo
może liczyć na tłumy?
Współczucie czy kiedykolwiek
pierwsze dobiło do mety?
Porywa tylko ona, która swoje wie.

Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.
Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.
Ile stronic historii ponumerowała.
Ile dywanów z ludzi porozpościerała
na ilu placach, stadionach.

Nie okłamujmy się:
potrafi tworzyć piętno.
Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.
Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.
Trudno odmówić patosu ruinom
i rubasznego humoru
krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.

Jest mistrzynią kontrastu
między łoskotem a ciszą,
między czerwoną krwią a białym śniegiem.
A nade wszystko nigdy jej nie nudzi
motyw schludnego oprawcy
nad splugawioną ofiarą.

Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.
Jeżeli musi poczekać, poczeka.
Mówią, że ślepa. Ślepa?
Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy w przyszłość
– ona jedna.

Julian Tuwim – Pogrzeb prezydenta Narutowicza

Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni. 
Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie, 
Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni, 
Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie! 

Z Belwederu na Zamek, tętnicą Warszawy, 
Alejami, Nowym Światem, Krakowskiem Przedmieściem, 
Idzie kondukt żałobny, krepowy i krwawy: 
Drugi raz Pan Prezydent jest dzisiaj na mieście. 

Zimny, sztywny, zakryty chorągwią i kirem, 
Jedzie Prezydent Martwy a wielki stokrotnie. 
Nie odwracając oczu! Stać i patrzeć, zbiry! 
Tak! Za karki was trzeba trzymać przy tym oknie! 

Przez serce swe na wylot pogrzebem przeszyta, 
Jak Jego pierś kulami, niech widzi stolica 
Twarze wasze, zbrodniarze – i niech was przywita 
Strasznym krzykiem milczenia żałobna ulica. 

Skip to content