Wiersze O.
Osiemnaście lat
A taki piękny wydawał się świat
Kiedy skończyłam osiemnaście lat!
Poszliśmy do parku. Czy wiesz, jak się bawię
Gdy idę do parku i leżę na trawie?
Jedliśmy słodkie bezy, puchate jak sen
I tak spędziliśmy cały długi dzień.
A kiedy dzień się skończył, to pomyśleliśmy
Że przyjemnie będzie pochodzić wzdłuż Wisły.
Więc poszliśmy nad rzekę, przeszliśmy bulwarem
I chociaż wiało, to nam zimno nie było wcale
Niebo było ciemne, i wiesz jak się bawię
Gdy mogę bezgwiezdność oglądać na jawie?
Zresztą, po co mi gwiazdy, a szczególnie latem
Kiedy mam dookoła miasto pełne świateł?
Ale tak było dawniej, tak to było w maje.
Przyszła jesień, świat płacze, i mi samej wcale
Więcej ten świat, mimo młodości, piękny się nie zdaje.
Warszawa
Litościwy Boże!
Ludzie są żałośni
Płaczą na ulicach
I czekają wiosny.
Płaczą na ulicach
Obłudni krętacze
Ale się gniewają
Gdy niebo też płacze.
Wszechmogący Boże!
Oblej ich ulewą
Niech się w niej utopią
I zapełnią niebo.
Kochany Najwyższy!
W niebie będzie ciasno
Gdy ze wszystkich głupków
Oczyścisz to miasto.
Lato w miejskim ogrodzie
Lato zastało nas w półobjęciach
Naszych ciepłych rak: zastało nas
Zaskoczonych, ze zmrużonymi powiekami
I nieufnym pochyleniem grzbietu
Spacerem po słońcu pokonujemy
Kanonady ulic
Mijamy zaśniedziałe kałuże pełne krokodyli
I wyliniałe kocury
Lato roztopiło nas, zamknęło
W uścisku światła, zdusiło
Resztki godności swoim
Sytym oddechem
Drzewa przeciągają się leniwie w zasięgu wzroku
Liście opalają się bezwstydnie w gorącym powietrzu
Pokonujemy gładkim krokiem kanonady ulic
Śliscy i głodni jak para jaszczurek
Lato rozkleja
Kontury miasta
Kąpie je w słodkim odorze
Południowego słońca
Tarzamy się w piachu który wzbijają
Samochodowi lordzi, miejscy arystokraci
Gardzimy zdobyczami komunikacji
I zwijamy się na kołach przydrożnych rowerów
Biegamy alejami
Aż lato nas dogania, dopada
Łapie na za szyję
Lato dusi
Lato zabija.
Zapachy
Zapach drewna
Śpię w żywicznego objęciach z czarnej porcelany
I jest mi bardzo przyjemnie.
Zapach plastiku
Wciąga mnie magmowy wir, złota maź.
Dziś nie zasnę.
Zapach stali
A kiedy leżałam bez mocy
Patrzyły na mnie chłodna ognistość snu
I rzędy chmur.
Nocna pogoda
(w swojej pogardzie nie zauważasz drugiej strony
drugiego początku, drugiego dnia
gdzie wszystko można przeżyć od nowa
wszystko zmienić, naprawić)
Hej, wystrojeni kupidyni,
W wodospadzie koronek, pluszu i brokatu!
Młodzi o twarzach błyszczących jak zroszone kwiaty
I młodzi o zastygłych uśmiechach na odlanych twarzach
Z bliska piękni, z daleka brzydcy,
Pośród huku wodogrzmotów.
Noc wygina ciała w wężowej śliskości
Noc zbliża je do siebie w fałszywej bliskości
Noc kołysze nimi, jak wiatr nocny kołysze
Aleją drzew, co swoim szelestem pali nocną ciszę.
Lunapark
Dwójka młodych ludzi poszła na karuzelę
(pamiętam, ręce mieli wspólne)
Sprawić, by glob obracał się podwójnie.
Nasza miłość jest taka ciężka! Spadamy ku sobie
I spajamy się razem w jednej osobie
Na grobli świateł.
Bramy
Stali cierpliwie u bram, czekając na najważniejsze.
A ja chciałam tam wjechać czerwonym motorem.
Bramy się zawaliły, ja zeskoczyłam,
Motor się rozpieprzył, ludzie uciekli.
Odpady z przetwórni plastiku
Wtórne wytwory wydrążonych wieszczów
Wieprzyk zabijany na dymiącym wieprzu
Opanujcie się, moi mili
Żebyście sztuki doszczętnie nie splastikowili.
Smutne dzieci
Nie wchodź nigdy w progi smutnych dzieci
Bo nie usłyszysz płaczu
I nie usłyszysz krzyku.
Smutne dzieci umierają w milczeniu, nie chcąc razić nikogo
Smutne dzieci są łamane na wielkich kołach
Fabryka smutnych dzieci
Smutne dzieci grzecznie idą na swoją rzeź
Smutne dzieci za dwa pięćdziesiąt!
Smutne dzieci nic nie robią bo
Smutne dzieci nie chcą czasem być niemiłe
W końcu przecież tak ciągle o nich mówiono i
Smutne dzieci rozumieją konieczność takiego postępowania względem nich, przecież
Smutne dzieci nie chcą robić innym problemów
Smutne dzieci są smutne, że urodziły się takie wadliwe
Smutne dzieci przepraszają
I same idą nad klif
Żeby się z niego rzucić
Żeby nie kalać Ziemi swoją obecnością
Szumią smutno fale
Smutne dzieci
Złotko
Moje złotko ma srebrne oczy i brązowe włosy
Śmieje się kiedy płaczę
Ucieka kiedy zostaję
Mówi kiedy ja milczę
Ale zawsze spotykamy się pośrodku tego małego wszechświata
I ono wie i ja wiem że to jest dobre.
*
Kto cię przestraszył?
Jaki humor burzy
Cisnął w ciebie piorunem
I sprawił, że chowasz się jak małż w skorupie
Za każdym razem, gdy do ciebie mówię?
Kto cię przestraszył?
Zamysł czyj
Sprawił ci tyle przykrych chwil
W klatce własnej rozpaczy?